"Kosmos" opowiadanie"
fot. nadesłane
Gapił się, gapił...
REKLAMA
Jak tylko niebo stawało się czarne, wpatrywał się w gwiazdy i coś tam sobie skrzypiał, że niebo gwiaździste, że dziura czarna jak cholera...
– Jasny gwint, ale to cholerstwo jest wielkie, nie dam rady. Zatoczył się, wiatr go obrócił. Po chwili wrócił i poczuł przypływ sił.
– Dobrze, może i dam, ale kto to zrozumie? Komu o tym powiem? Tak po prostu, bez chwalenia się? Czy to ma sens? Przecież sens to podstawa. SENS. Może właśnie dlatego tu jestem, żeby zrozumieć SENS.
– Ale jak?
– Właściwie gdybym się mocno naprężył, gdybym wytrzeszczył oczy i wstrzymał oddech, dałbym radę. Może bym umarł, ale zrozumiałbym. Przeniknąłbym nieprzeniknięte. A wtedy kosmos i ja. My... dwaj bracia, dwie tajemnice. – My ponad wszystkim. Zamyślił się.
Rozmarzył, a nawet rozanielił. No, ale kto uwierzy w taką przyjaźń... Ja kurek i Kosmos.
Nagle wykręcił piruet, jeden, drugi, prawie trzeci. Wiatr schłodził mu twarz. Czuł, że był blisko, ale coś uciekło wraz wiatrem.
– Nie, nie, nie, cofam wszystko – krzyknął. Czuł, że robi mu się słabo, że traci siły. Zemdliło go. Pot spływał mu z czoła i wypalał oczy. Przeraził się siebie.
– Pal sześć kosmos! Nie ma głupich, nie wytrzeszczam i nie umieram. Nie i już!
Po chwili uśmiechnął się. Podobał się sobie taki patetyczny
– Kurczę, ale jestem skomplikowany...
– Jasny gwint, ale to cholerstwo jest wielkie, nie dam rady. Zatoczył się, wiatr go obrócił. Po chwili wrócił i poczuł przypływ sił.
– Dobrze, może i dam, ale kto to zrozumie? Komu o tym powiem? Tak po prostu, bez chwalenia się? Czy to ma sens? Przecież sens to podstawa. SENS. Może właśnie dlatego tu jestem, żeby zrozumieć SENS.
– Ale jak?
– Właściwie gdybym się mocno naprężył, gdybym wytrzeszczył oczy i wstrzymał oddech, dałbym radę. Może bym umarł, ale zrozumiałbym. Przeniknąłbym nieprzeniknięte. A wtedy kosmos i ja. My... dwaj bracia, dwie tajemnice. – My ponad wszystkim. Zamyślił się.
Rozmarzył, a nawet rozanielił. No, ale kto uwierzy w taką przyjaźń... Ja kurek i Kosmos.
Nagle wykręcił piruet, jeden, drugi, prawie trzeci. Wiatr schłodził mu twarz. Czuł, że był blisko, ale coś uciekło wraz wiatrem.
– Nie, nie, nie, cofam wszystko – krzyknął. Czuł, że robi mu się słabo, że traci siły. Zemdliło go. Pot spływał mu z czoła i wypalał oczy. Przeraził się siebie.
– Pal sześć kosmos! Nie ma głupich, nie wytrzeszczam i nie umieram. Nie i już!
Po chwili uśmiechnął się. Podobał się sobie taki patetyczny
– Kurczę, ale jestem skomplikowany...
PRZECZYTAJ JESZCZE