Wybór sędziów TK możliwy jeszcze w tym roku, ale zgoda klubów mało realna
W tym roku rozpocznie się proces wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego. To ustalenie koalicyjne – napisał w czwartek na portalu X wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski.
Dotychczas koalicja rządząca wstrzymywała się z obsadzaniem wakujących miejsc w Trybunale Konstytucyjnym, uznając, że Trybunał jest „skażony” obecnością dwóch tzw. sędziów dublerów – osób wybranych na miejsca prawidłowo obsadzone w 2015 r. W związku z tym Kancelaria Prezesa Rady Ministrów nie publikowała niektórych orzeczeń obecnego TK.
Politycy koalicji rządzącej wielokrotnie podkreślali również, że obecny Trybunał stał się instytucją, którą Prawo i Sprawiedliwość wykorzystuje instrumentalnie do podważania ustaw i uchwał obecnego parlamentu – zwłaszcza tych, które są dla tej partii niewygodne. Jako przykład wskazywano orzeczenie o niezgodności z konstytucją uchwały w sprawie powołania komisji śledczej ds. Pegasusa (TK uznał ją za niezgodną z ustawą zasadniczą, ponieważ w głosowaniu nie mogli wziąć udziału posłowie Wąsik i Kamiński, wobec których trwał spór prawny dotyczący wygaszenia mandatów), a także sprawę wymogu większości 3/5 przy stawianiu szefa KRRiT przed Trybunałem Stanu.
Politycy rządzącej koalicji przypominali również, że sprawa Trybunału Konstytucyjnego była przedmiotem postępowań przed sądami międzynarodowymi. W maju 2021 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że TK mógł nie mieć podstaw do umorzenia sprawy skargi polskiej firmy Xero Floor przeciwko Skarbowi Państwa, ponieważ w składzie orzekającym zasiadał tzw. sędzia dubler.
Obecnie w Trybunale Konstytucyjnym pozostają wakaty po czterech sędziach, którzy zakończyli dziewięcioletnią kadencję. Od grudnia 2024 roku nieobsadzone są miejsca po byłej prezes TK Julii Przyłębskiej, Piotrze Pszczółkowskim oraz uznawanym za sędziego „dublera” Mariuszu Muszyńskim. Od kwietnia 2025 roku wolne jest także miejsce po sędzim Zbigniewie Jędrzejewskim. 20 grudnia tego roku kończy się kadencja sędziego Michała Warcińskiego, a na początku grudnia swoją zapowiadaną rezygnację z zasiadania w TK ma sformalizować Krystyna Pawłowicz.
Marszałek Sejmu skierował do klubów parlamentarnych pisma z informacją o możliwości zgłaszania kandydatów. Niewykluczone więc, że jeszcze w tym roku dojdzie do wyboru aż sześciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego na wakujące miejsca.
Politycy rządzącej koalicji, z którymi rozmawiała PAP, w większości są zdania, że tym razem wybór sędziów TK powinien dojść do skutku, choć dotychczasowe próby obsadzenia wakatów kończyły się niepowodzeniem. W lutym, maju i wrześniu Sejm nie wybrał do TK dwóch kandydatów zgłoszonych przez klub PiS – prof. Artura Kotowskiego oraz posła Marka Asta.
Tym razem może być inaczej, bo – jak potwierdzają politycy koalicji rządowej, z którymi rozmawiała PAP – istnieje realna wola wyboru nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
– Sejm tej kadencji może wybrać aż ośmiu członków Trybunału Konstytucyjnego, w tym także na miejsca dwóch „dublerów”, których kadencje kończą się w latach 2026 i 2027. Powinien z tych uprawnień skorzystać, by uporządkować sytuację w TK – powiedział PAP szef senackiej komisji ustawodawczej Krzysztof Kwiatkowski (KO). – Zresztą formalnie procedura już się rozpoczęła – marszałek Sejmu wysłał pisma do szefów klubów z informacją o możliwości zgłaszania kandydatów – dodał.
Podobne stanowisko zajmuje wiceszef sejmowej komisji sprawiedliwości Patryk Jaskulski (KO). – Należy zresetować i naprawić cały Trybunał Konstytucyjny. Wkrótce większość miejsc w Trybunale będzie wolna, odejdą też sędziowie dublerzy, wybrani na już obsadzone miejsca. Łącznie do końca tej kadencji parlamentu będzie można wybrać ośmiu sędziów. Uważam, że trzeba to rozważyć, aby nie dopuścić do sytuacji, w której kolejna większość parlamentarna obsadzi wszystkie miejsca w TK – powiedział PAP Jaskulski.
Zastrzegł jednak, że ostateczna decyzja, czy dokonać wyboru już teraz, czy dopiero po styczniu 2027 roku – gdy wygaśnie kadencja ostatniego „sędziego dublera”, Jarosława Wyrembaka – jeszcze nie zapadła. – Sprawa jest analizowana; podejmiemy działania w ramach obowiązującego prawa, by uzdrowić sytuację w TK – podkreślił.
Sprawa budzi emocje w samej koalicji. Część jej polityków uważa, że wybór nowych sędziów już teraz oznaczałby „autoryzowanie” Trybunału, w którym wciąż zasiadają „sędziowie dublerzy”, większość stanowią osoby wybrane przez parlament zdominowany przez PiS, a funkcję prezesa pełni Bogdan Święczkowski – były szef ABW i prokurator krajowy w rządach PiS, którego kadencja kończy się dopiero w lutym 2031 r.
Przeciwnikiem wyboru sędziów jest m.in. Andrzej Szejna z Klubu Lewicy, który zastrzega, że to jego osobiste stanowisko. – Powinniśmy być konsekwentni: jeśli pozostają wątpliwości co do legalności wyboru nowych sędziów TK, nie należy ich dokonywać. Nie powinniśmy dawać paliwa Trybunałowi Konstytucyjnemu, który jest dziś fasadą. Jeśli wybór nowych sędziów spowoduje uruchomienie Trybunału kierowanego przez pana Święczkowskiego i polityków PiS, a jego orzeczenia będą zapadały pod dyktando prezydenta Karola Nawrockiego, to tak, jakbyśmy piłowali gałąź, na której siedzi cała Polska – powiedział PAP Szejna.
- Proces wyboru nowych sędziów TK powinien się w Sejmie rozpocząć, za chwilę będzie sześć wakatów, więc przy 15-osobowym składzie powoli dojdziemy do innej większości w TK i być może nominatów politycznych „da się pogonić” - zaznaczył w rozmowie z PAP Marek Sawicki z PSL.
Były wiceminister sprawiedliwości i poseł PiS Michał Woś przypomina, że jego klub nie ma wątpliwości co do legalności obecnego Trybunału Konstytucyjnego, dlatego jako jedyny od dłuższego czasu zgłasza kandydatów na wakujące stanowiska sędziowskie, „bo instytucje państwa powinny funkcjonować”.
Postawę większości rządowej wobec TK Woś określa jako „skrajną schizofrenię polityczną”. – Od lat słyszymy, że Trybunał nie istnieje, a nagle zaistniał, gdy zorientowali się (rządowa koalicja - PAP), że mogą wprowadzić tam swoich i zdobyć większość. To pokazuje skrajną obłudę i dowodzi tego, co mówiliśmy od początku: że nie chodzi o żaden spór prawny wokół TK, lecz o czysto polityczny konflikt i ordynarne łamanie prawa przez Tuska, który nie publikuje orzeczeń Trybunału i próbuje ignorować jego istnienie – powiedział PAP Woś.
Faktem jest jednak, że kierowany jeszcze przez Adama Bodnara resort sprawiedliwości podjął próbę naprawy sytuacji w Trybunale. Latem 2024 r. uchwalona została przygotowana w jego resorcie nowa ustawa, która zmierzała do odpolitycznienia TK – zakazywała kandydowania do Trybunału wcześniej niż cztery lata po zakończeniu kariery politycznej, a także wprowadzała zasadę wyboru w Sejmie sędziów większością 3/5. Jednocześnie ustawa uznawała za nieważne orzeczenia TK wydane z udziałem „dublerów” oraz wprowadzała sąd dyscyplinarny dla sędziów TK, w którego składzie mieliby się znaleźć wszyscy byli członkowie Trybunału. Prezydent Andrzej Duda skierował ustawę do obecnego TK, a ten w lecie br. wydał werdykt o jej niezgodności z konstytucją.
W debatach nad tym projektem wskazywano, że powoływanie do TK czynnych polityków, przechodzących prosto z ław parlamentarnych czy rządowych, jest jednym z głównych powodów kryzysu instytucji. Jako przykłady podawano wybranie w grudniu 2019 r. Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza – parlamentarzystów PiS krytykowanych za upolitycznianie wymiaru sprawiedliwości – oraz powołanie Bogdana Święczkowskiego.
Upolitycznienie TK potwierdzały spory w czasie kierowania nim przez Julię Przyłębską. Choć wcześniej nie uczestniczyła w polityce, była blisko związana z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Przez wiele miesięcy część sędziów nie uznawała jej kadencji, co paraliżowało pracę Trybunału.
Michał Woś, pytany przez PAP o wybieranie do Trybunału polityków zaznacza, że praktyki tej nie rozpoczął PiS, bo „było to pewną tradycją w III RP”. - TK to nie jest sąd w rozumieniu stricte sądowym, tylko organ konstytucyjny, który musi być wyczulony państwowo. Osoby, które były w parlamencie czy rządzie często mają lepsze wyczucie spraw, które są rozstrzygane pod względem interesu państwa polskiego, nawet niż najlepiej wykształceni sędziowie - argumentuje.
W przeszłości kilku byłych sędziów, a nawet prezesów TK wcześniej pełniło funkcje parlamentarzystów lub członków rządu. Jerzy Ciemniewski i Janusz Niemcewicz byli posłami Unii Wolności, Marek Mazurkiewicz – SLD, Teresa Liszcz – OKP i Porozumienia Centrum. Były prezes TK Jerzy Stępień był senatorem, a potem wiceszefem MSWiA w rządzie Jerzego Buzka, Bogdan Zdziennicki – wiceministrem sprawiedliwości. Leon Kieres był senatorem i prezesem IPN, a Marek Kotlinowski przeszedł do TK prosto z funkcji wicemarszałka Sejmu.
- Nie mam wątpliwości, że do TK nie powinny iść osoby, które były bardzo mocno kojarzone z daną partią polityczną czy określonymi poglądami - powiedział PAP Patryk Jaskulski. Nie można zostawić cienia wątpliwości co do niezależności czy bezstronności oraz kompetencji przyszłych sędziów - dodał.
Jego zdaniem nazwiska kandydatów to powinny być „niekwestionowane autorytety prawne i osoby znane w środowisku prawniczym”.
Krzysztof Kwiatkowski dodał, że to powinien być powrót do lat 90, gdy w „TK były osoby o niepodważanym autorytecie i ogromnym dorobku zawodowym”.
- Powinno się szukać porozumienia szerzej, ale wiemy doskonale, że takiego nie znajdziemy, w związku z tym trzeba będzie wybierać zwykłą większością - dodał natomiast Marek Sawicki.
- Nie wierzę, że koalicja i Tusk będą chcieli dać do Trybunału rzetelnych prawników, a nie takich, którzy będą akolitami ich wizji politycznej. Takim scenariuszem Donald Tusk nie jest w żaden sposób zainteresowany - skomentował natomiast Michał Woś.
Wielu polityków nurtuje też pytanie, czy prezydent Karol Nawrocki przyjmie przysięgę od sędziów wybranych przez obecny Sejm, czy postąpi tak jak Andrzej Duda w 2015 r. - Prezydent będzie decydował w tej sprawie, moim zdaniem nie ma żadnych podstaw, by tego nie uczynić - powiedział PAP Robert Kropiwnicki. - Gwarancji nie ma, ale bez próby nie można tego stwierdzić - dodał Sawicki.
Także Michał Woś przyznaje, że nie było zwyczaju, by prezydent odmawiał przyjęcia przysięgi, jeśli wybór sędziów był zgodny z prawem. – Oczywiście jest to prerogatywa prezydenta – zastrzega poseł PiS.
Andrzej Duda nie zaprzysiągł pięciu sędziów wybranych pod koniec Sejmu VII kadencji w 2015 r., którzy zostali „awansem” wybrani przez większość PO-PSL. Było to źródłem zamieszania z „sędziami dublerami” i przyczyną trwającego do dziś kryzysu TK.
W 2015 r. rządząca wtedy PO wykonała pierwszy krok w stronę politycznego zinstrumentalizowania Trybunału. Na podstawie nowej ustawy o TK (sprawozdawcą był Robert Kropiwnicki) obsadzono awansem pięć miejsc – w tym dwóch sędziów, których kadencja kończyła się w grudniu 2015 r., mimo że nowy Sejm miał już wtedy rozpocząć pracę.
Po wygranych wyborach PiS wybrał całą nową piątkę sędziów, korzystając z faktu, że prezydent Andrzej Duda nie zaprzysiągł wybranej wcześniej piątki. Choć zarówno PiS, jak i PO kwestionowały prawo do wyboru awansem, a Trybunał miał wydać werdykt 3 grudnia 2015 r., dzień wcześniej Sejm wybrał pięciu nowych sędziów, a prezydent przyjął od nich przysięgę tej samej nocy.
Gdy TK dzień później uznał, że trzech sędziów Sejmu VII kadencji wybrano prawidłowo, a dwóch grudniowych nie, powstała grupa tzw. „sędziów dublerów” – wybranych na miejsce prawidłowo powołanych, ale niezaprzysiężonych: Romana Hausera, Krzysztofa Ślebzaka i Andrzeja Jakubeckiego.
Sytuację dodatkowo skomplikowała śmierć w 2017 r. dwóch „dublerów” – Lecha Morawskiego i Henryka Ciocha. Ich miejsce zajęli Justyn Piskorski i Jarosław Wyrembak. Kadencja pierwszego upływa we wrześniu 2026 r., drugiego w styczniu 2027 r.
Według jednej z interpretacji prawnych Piskorski i Wyrembak byli sędziami dublerami tylko do listopada 2024 r., gdy zakończyła się kadencja sędziów, na miejsce których zostali wybrani. Od tego momentu, zdaniem tej interpretacji, instytucja sędziego-dublera przestała istnieć, bo kadencje Hausera, Ślebzaka i Jakubeckiego zakończyły się wcześniej.
Na wadliwość takiego rozumowania wskazuje prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Przemysław Rosati. – Jeśli sędziowie zostali wybrani na miejsca już obsadzone, ich wybór jest nieskuteczny. Upływ kadencji poprzedników nie zmienia prawnej sytuacji ich wyboru – mówi.
Czy w takim razie po wrześniu 2026 r. i styczniu 2027 r., kiedy skończy się kadencja sędziów Piskorskiego i Wyrembaka, można będzie na ich miejsce wybrać legalnie sędziów? - Jeżeli nie będzie wątpliwości, że te miejsca są opróżnione, normalnie będzie można wybrać na ich miejsce sędziów, którzy obejmą urząd i będą mieli 9-letnią kadencję - powiedział Rosati.
Sporna jest też odmowa publikowania przez kancelarię premiera niektórych orzeczeń TK. Robert Kropiwnicki przyznaje, że orzeczenia, które nie były publikowane miały wady prawne, bo w ich formułowaniu „brały udział osoby nieuprawnione do orzekania” - Nie mogą więc być traktowane jako obowiązujące - mówi polityk KO.
Innego zdania jest Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Marcin Wiącek. - Nie ma podstaw prawnych, żeby odmawiać publikowania orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. Rola Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przy publikowaniu orzeczeń jest wyłącznie techniczna, to nie jest etap weryfikacji orzeczeń TK - powiedział PAP Wiącek. - Jeżeli są wątpliwości co do statusu składu orzekającego, to te wątpliwości powinny być rozstrzygane przez sędziów, a nie przez polityków. Na tym polega separacja władzy sądowniczej od władzy politycznej - dodał.
Przyznał zarazem, że tę praktykę rozpoczął już w 2016 r. rząd Beaty Szydło, odmawiając publikacji niektórych orzeczeń TK, kierowanego przez Andrzeja Rzeplińskiego. - Wszystkie argumenty wtedy podnoszone przez krytyków tego precedensu są aktualne i teraz - powiedział PAP Rzecznik Praw Obywatelskich.
Piotr Śmiłowicz (PAP)
pś/ bst/ lm/
Polska, Warszawa




