Bierzemy pod uwagę, że bizon nie żyje
Poszukiwania bizona, który uciekł z hodowli w Kurozwękach (Świętokrzyskie), rozpoczęto w poniedziałek w nocy. We wtorek podczas konferencji prasowej przedstawiciele Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Kielcach odnieśli się do informacji o ewentualnym planowanym odstrzale bizona.
Regionalny konserwator przyrody w Kielcach Lech Buchholz podkreślił, że wszelkie działania służb środowiskowych prowadzone w tym zakresie są zgodne z prawem i mają na celu ochronę populacji żubra i bezpieczeństwo ludzi. Nie wykluczył, że zwierzę padło.
„Bierzemy pod uwagę, że bizon nie żyje. Od tygodnia nie mamy żadnych informacji, że ktoś widział tego osobnika” – powiedział Buchholz.
Zaznaczył, że bizon – zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów w sprawie listy inwazyjnych gatunków obcych – podlega szybkiej eliminacji. „Odstrzał to jednak ostateczność” – zaznaczył.
Dlatego zgodnie z ustawą o gatunkach obcych regionalny dyrektor ochrony środowiska w Kielcach przeprowadził działania zaradcze. W pierwszej kolejności zdecydowano się na odłowienie bizona i przetransportowanie go do hodowli w Kurozwękach.
„Niestety, odłowienie samca nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, ponieważ zwierzę uciekło z miejsca przetrzymywania. Było pobudzone i niebezpieczne” – zauważył.
Konserwator zaznaczył, że teraz najważniejsze jest ponowne zlokalizowanie miejsca, w którym przebywa bizon. Podkreślił, że osobnik zagraża populacji żubra europejskiego uratowanego w pierwszej połowie XX w. od całkowitego wymarcia dzięki zaangażowaniu i pracy polskich naukowców. Zagrożenie wynika z możliwości swobodnego krzyżowania się obu gatunków, co może zagrażać utrzymaniu czystej linii rodzimego gatunku.
„Stada żubrów są w niektórych regionach Polski w stanie wolnym, m.in. w Lasach Janowskich kilkadziesiąt kilometrów od woj. świętokrzyskiego. Dlatego nasze działania muszą być zgodne z prawem i szybkie z uwagi na zagrożenie” – zaznaczył Buchholz.
Regionalny dyrektor ochrony środowiska w Kielcach Iwona Kędzierska-Gębska zaznaczyła, że to pierwsza taka sytuacja w Polsce. Podkreśliła, że służby środowiskowe starają się stosować środki zaradcze i działać w ramach obowiązujących przepisów. Podkreśliła, że jedyną legalną hodowlą bizona w Polsce jest ta w Kurozwękach.
Łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Tarnobrzegu Robert Bąk powiedział PAP, że w nocy z poniedziałku na wtorek myśliwi prowadzili poszukiwania bizona w 45 obwodach łowieckich obejmujących łącznie 241 tys. hektarów. Patrolowali lasy samochodami terenowymi i używali urządzeń termowizyjnych. W akcję zaangażowanych było około 100 myśliwych. Nie znaleźli śladów zwierzęcia. Bąk zaznaczył, że okolice Staszowa są gęsto pokryte lasami, co utrudnia poszukiwania.
„Bizon mógł skryć się w leśnej gęstwienie. Niewykluczone, że tam żeruje i odpoczywa. Myśliwi będą kontynuować poszukiwania każdej nocy. Jeśli bizon nie zostanie odnaleziony w ciągu tygodnia, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie żyje” – zaznaczył.
Dodał, że myśliwi nie zamierzają strzelać do zwierzęcia, lecz jedynie ustalić, gdzie przebywa.
Dwa dorosłe bizony – samiec i samica – jesienią zeszłego roku uciekły z nielegalnej hodowli na Śląsku. Zimę spędziły na wolności, a w kolejnych miesiącach doczekały się potomka. Przez kilka miesięcy widywano je na terenach woj. śląskiego, łódzkiego i świętokrzyskiego. Specjalistom z Kurozwęk 2 lipca udało się odłowić samicę i młode cielę. Zwierzęta pozostają w podstaszowskim ośrodku. W okolicach Zawichostu 21 lipca schwytano samca. On też trafił do ośrodka w Kurozwękach i prawdopodobnie jeszcze tej samej nocy ponownie uciekł. (PAP)
wdz/ maj/ joz/