Przemyślana centralizacja poprawi jakość opieki
W sierpniu MZ przekazało do konsultacji projekt reformy szpitalnictwa, w tym zasad kwalifikacji do tzw. sieci oraz rozwiązania umożliwiające konsolidację podmiotów leczniczych. Zgodnie z projektem w przypadku położnictwa i ginekologii o kwalifikacji miałaby decydować minimalna liczba odebranych porodów. Resort zdrowia wstępnie określił ją na około 400 rocznie.
"Scentralizowanie opieki w różnych specjalnościach na danym terenie jest po to, aby w promieniu określonym - do 40 km - pacjent był jak najlepiej zaopiekowany" - skomentował w rozmowie z PAP kierownik Katedry Kliniki Ginekologii i Położnictwa Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Katowicach prof. dr hab. n. med. Krzysztof Nowosielski.
Dodał, że każdej kobiecie w ciąży i jej partnerowi powinno zależeć, aby urodzić w ośrodku, w którym uzyska najlepszą opiekę w komfortowych warunkach. Według lekarza to właśnie daje reforma, która kosztem dojazdu zapewnia centralizację, doskonałą opiekę i duże kompetencje zespołu.
"Doświadczenie i kompetencje osób, które pracują w placówce, w której jest mniej niż 400 porodów, nie będą takie jak w ośrodku, gdzie przyjmowanych jest tysiąc i więcej porodów" - tłumaczył profesor.
Zaznaczył, że porody nie trwają tak szybko, jak pokazują to filmy. 40 km, czyli około pół godziny na dojazd do szpitala, nie powinno, według dr Nowosielskiego, rzutować na zdrowie przyszłych mam i ich dzieci.
"Na Śląsku mamy dużo szpitali w dużym zagęszczeniu, zatem przesunięcie oddziałów nie byłoby problemem. Chociaż tutaj są tylko dwa oddziały, które mają mniej niż 400 porodów" - podkreśliła z kolei konsultantka wojewódzka ds. położnictwa i ginekologii prof. dr hab. n. med. Anita Olejek.
Dodała, że jeśli chodzi o inne województwa, to z rozwagą trzeba podejść do reformy, żeby nie ograniczyć nagle dostępu kobiet ciężarnych i z chorobami ginekologicznymi do opieki medycznej. "Te oddziały nie są tylko położnicze, ale także ginekologiczne. Jeżeli pacjentka będzie musiała dojeżdżać kilkadziesiąt kilometrów do innego miasta, żeby przejść diagnostykę z powodu krwawienia z dróg płciowych, to takie działanie zwiększy ilość chorób nowotworowych" - zaznaczyła lekarka.
Według prof. Nowosielskiego, reforma porodówek nie będzie się wiązała z ich zamknięciem i zwolnieniem pracowników, a kolejnym krokiem powinny być dyskusje samorządów o tym, co będą chciały w danej jednostce szpitalnej robić.
"W ustawie nie jest nigdzie powiedziane, że osoby z restrukturyzowanych oddziałów będą zwalniane. Osoby te znajdą pracę gdzieś indziej albo zmieni się ich struktura w szpitalu" - powiedział prof. Nowosielski.
Prof. Olejek podkreśliła, że przyszli lekarze ginekolodzy i położne nie muszą się obawiać o zatrudnienie. "Jest spora dziura pokoleniowa w tej grupie zawodowej. Jest dużo specjalistów w wieku emerytalnym, a nie wszystkie młode osoby, które kończą studia, podejmują pracę w zawodzie" - wyjaśniła.
Śląska Izba Lekarska zrzesza 712 lekarzy specjalistów położnictwa i ginekologii. 330 z nich mimo osiągnięcia wieku emerytalnego nadal pracuje. Średnia wieku lekarzy tej specjalności to 59 lat - wynika z informacji podanych przez rzeczniczkę placówki.
Projekt Ministerstwa Zdrowia to element reformy szpitalnictwa, która m.in. zmienia zasady kwalifikacji szpitali do tzw. sieci. W przypadku położnictwa i ginekologii o kwalifikacji miałaby decydować minimalna liczba odebranych porodów. Resort zdrowia wstępnie określił ją na około 400 rocznie. Szpitale w sieci mają umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia, co ma im gwarantować ciągłość i stabilność finansowania.
Z danych MZ dołączonych do projektu wynika, że wymogu co najmniej 400 porodów rocznie nie spełniłoby 111 szpitali z 331, których oddziały położniczo-ginekologiczne obecnie są w sieci.
W przypadku dwóch województw to dwie trzecie wszystkich porodówek, a w kolejnych czterech województwach - połowa lub więcej.
Z danych MZ wynika, że liczba szpitali, w których odebrano porody, spadła z 397 w 2017 r. do 332 w 2023 r. Zmniejsza się także liczba odbieranych porodów. MZ podaje, że w 2023 r. było ich 266 tys., w 2019 r. - 366 tys., a w 2017 r. - 393 tys. (PAP)
autorka: Julia Szymańska
jms/ agz/ wus/